Kontakt

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Wielka cisza?

Pojedynek na śmierć i życie. Ciągłe bitwy myśli. Potężna batalia, by wygrać z samym sobą i zdobyć upragniony cel. A na zewnątrz? Przenikająca cisza i głębokie milczenie. To kontrast między tym, co dzieje się we wnętrzu uczestników SKB, a tym jak wygląda to z punktu widzenia obserwatora. Ale co kryje się za tym tajemniczym skrótem? 

Wchodzisz w to? – zapytałam siebie któregoś wieczora. Spotkania mojego pióra z kartkami dziennika w ostatnich dniach, uświadomiły mi, że niczego bardziej nie potrzebuję. Emocje wypływały ze mnie gwałtownie, jedna za drugą i bałam się, że się w nich utopię jeśli nie znajdę dłuższego czasu na wyłączność dla siebie i Niego. Mogłam tylko odpowiedzieć - Teraz albo nigdy.

Tu gdzie przyjechałam milczenie nie jest celem samym w sobie, ale środkiem do celu. Cisza ma swoje zadanie. Najważniejszym dążeniem ma być spotkanie z Bogiem Żywym i Jego Słowem. Nie na darmo rekolekcje nazwano Szkołą Kontaktu z Bogiem.

Choć większość uczestników tak naprawdę nie wie czego się spodziewać, to odczuwa, że szykuje się coś niezwykłego. Być może przeżyją nawet duchowe tsunami, które całkowicie zmieni ich trajektorię myślenia. To, co ma pomóc to przede wszystkim rozłąka ze światem zewnętrznym – brak telefonu, porzucenie innych lektur niż polecone przez prowadzących, czy skromność wzroku. Ta ostatnia zasada polega na nieprzypatrywaniu się nikomu. "Nauczyłam się na pamięć układu płytek i wszystkich obrazów na ścianach, zwłaszcza w jadalni” – wspomina ze śmiechem Ola. 

Walczymy 

Dietrich Bonhoffer, apostoł radykalnego i "świeckiego" chrześcijaństwa, uwydatniał znaczenie ciszy. W listach więziennych pisał o niechęci, z jaką odnosił się do plotkowania współwięźniów: "Tutaj wszyscy bez wyjątku zdają się plotkować o swoich prywatnych sprawach, bez względu na to, czy ktoś odczuje zainteresowanie, czy nie. Jedynie po to, by usłyszeć swój głos. Jest to niemal fizyczny popęd, ale jeśli zdołasz zdusić go przez kilka godzin, czujesz się zadowolony z tego, że się mu nie poddałeś". 

No właśnie. Kogo nie zapytałam, słyszałam, że to wcale nie milczenie było najtrudniejsze, ale zmierzenie się z samym sobą, ze swoimi myślami i problemami. „Sporo spraw wtedy wracało. Przypominały się rzeczy, o których wydawałby się mogło już się zapomniało. Bolesne wspomnienia drążyły serce, domagając się uzdrowienia.” mówi Karolina. Kilkoro uczestników zgodnie jednak twierdzi, że nie gdzie indziej, jak właśnie tutaj było najlepsze miejsce do szukania oczyszczenia i uzdrowienia z tych ran. Znaleźli się też tacy, którzy nie podołali wyzwaniu ciszy. Po drugim dniu rekolekcje opuściły dwie osoby – co dowodzi tylko, że nie było łatwo. 

Trzy medytacje, Msza Święta, spacer, lektura Pisma Świętego, rozmowa z kierownikiem duchowym. Każdy dzień zdawał się wyglądać podobnie, ale wewnętrzny rytm jego przeżywania każdy wygrywał sobie sam. Melodia jednych była harmonijna i spokojna, a innych chaotyczna i nieskładna. Najbardziej wyjątkowa była ostatnia noc. Czas spowiedzi generalnej i adoracja Najświętszego Sakramentu do późna. „Nie często zdarza się Wam spać przed Najświętszym Sakramentem” - żartował ks. Bartek – „A teraz proszę – macie taką możliwość. Możecie nawet przynieść sobie tu śpiwory”

Poznać siebie 

- Nie tworzę map – usłyszałam na pierwszej rozmowie z kierownikiem duchowym – Jestem tylko nawigatorem, pomogę Ci odczytać to, co zostawił ktoś inny. Pamiętaj, że kierownictwo to rozmowa we trzy osoby – Ty, ja i Pan.

Bardzo ważnym elementem SKB jest dziedzina nauki wyższej – rzec by można - lekcji o sobie samym. Bo czyż to nie jest tak, że można się w niej kształcić latami, a i tak nie wiele wiesz? Już na początku prowadzący zaznaczyli, żeby nie ulegać „instynktowi stadnemu” i szukać swojego indywidualnego rytmu. Ale oprócz tego również samo przebywanie tylko ze sobą mogło nam pokazać kim jesteśmy. Agnieszka mówi „Gdyby nie to, że była tu taka cisza i możliwość spotkania z Nim nigdy nie dowiedziałabym się czego naprawdę chcę i nie podjęła decyzji, którą tutaj mi się udało podjąć"

Milcząca znajomość 

Lwia część zjawiła się tu za namową znajomych, którzy wcześniej wydeptali ścieżkę. Do Łagiewnik zjechały się osoby z Gdyni, Warszawy, Białegostoku, Kielc oraz spora ekipa z Nowego Sącza. Wbrew pozorom sądeczanom było trudniej – sama musiałam przyznać, że sporym wyzwaniem jest nie porozumiewać się z kimś kogo się zna. Za drzwiami trzeba było zostawić nawet całą kulturę osobistą. „Chcesz przeprosić, bo szturchnąłeś koleżankę, nie przepraszaj. Chcesz powiedzieć ‘na zdrowie!’, gdy ktoś kichnie, nie mów!”. Trzeba było sporo samozaparcia, by niektórych gestów, czy słów nie użyć mimowolnie wręcz instynktownie. „To jakiś fenomen, że nie rozmawiając z nikim, czuję się jakbyśmy się wszyscy doskonale znali. To chyba wspólna modlitwa, cel i przeżywanie tego samego tak działa”.

Tak o swoim doświadczeniu mówi Marysia: „Kiedy myślę o SKB pierwsze, co się we mnie pojawia, to niesamowita radość. Jednym słowem, trzy dni dotykania, poznawania i odkrywania żywego Boga. Realnej Osoby, która dosłownie przytula, głaszcze po głowie, uśmiecha się. Cisza, daje wiele. Pozwala poznać nie tylko Jezusa, ale też siebie i innych ludzi. Była nas prawie czterdziestka pozornie obcych sobie ludzi. Pozornie, bo kiedy ostatniego dnia, w czasie Eucharystii zaczęliśmy się przytulać i z sobą rozmawiać – ja, odkryłam, że w jakimś stopniu kocham tych ludzi i znam ich o wiele bardziej przez sposób np. mieszania herbaty, niż przez rozmowę. Kocham ich mimo, że nawet nie wiem jak mają na imię. To jest wspólnota. To jest żywy Bóg, który po prostu JEST.” 

Ad maiorem Dei gloriam 

Pomysł na nie zrodził się 12 lat temu u o. Piotra Chrobisza i o. Remigiusza Recława. Jak mówi o. Damian Mazurkiewicz „To było pionierskie wydarzenie i ewenement na skalę światową. Wtedy nikt nie robił rekolekcji ignacjańskich dla młodzieży.” Do tej pory forma została podobna, ale dobór tekstów biblijnych przeszedł spore rewolucje. „To musiało być wsłuchiwanie się w to z czym przyjeżdżają i jak przeżywają ludzie. Do tej pory się zdarza, ze jedną, druga medytację zmienimy.” 

Rekolekcje w całości bazują na duchowości ignacjańskiej. Prowadzą je w końcu jezuici. Najważniejsze zagadnienia, które młodzi poznają na SKB to indywidualne podejście do każdego człowieka i to, że Bóg działa w życiu każdego z osobna. Trzeci element to rozeznawanie - sposób bycia między dobrym, a złym duchem w wolności podejmowanych decyzji i kroków. Dla Ignacego było to istotne, żeby przezwyciężać zakusy, których doświadczamy od złego ducha. Na korytarzach można zobaczyć porozwieszane zabawne rysunki z cytatami z „Ćwiczeń Duchowych”. Niektórzy spacerując po korytarzach przepisywali je – widać wzbudzały zainteresowanie. Dzienniki duchowe to kolejna ważna kwestia – uczestnicy mieli w nich zapisywać wszelkie poruszenia duchowe i nosić je ze sobą, gdzie jest to tylko możliwe. Słowo bowiem mogło uderzyć w dowolnym momencie. 

W grudniu 2011 młodzi uczestnicy przyjechali do krakowskich Łagiewnik, ale nie zawsze tak jest. Szkoła Kontaktu z Bogiem uczy w różnych miejscach Polski. Jakie to ma znaczenie? Czy wybór miejsc jest szczególny? Ojciec Damian odpowiada: „ Z doświadczenia wynika, że jeśli jest dużo przestrzeni ludzie czują się swobodniej. W Łagiewnikach wszędzie kręciło się sporo ludzi – to krępuje. Mniejsze miejsca są gorsze, bo trudniej się skupić. Dobra przestrzeń jest za to w Ciężkowicach – tam kontakt z naturą ułatwia wejście w zachwyt Panem Bogiem. Są też miejsca, które sprzyjają klimatycznie, szczególną życzliwością. Jesteśmy nie tylko gośćmi, ale ci którzy prowadza ośrodek też przychodzą na wspólne adoracje, oferują nam nie tylko miejsce, ale też towarzyszą. Daje to poczucie że na rekolekcjach jesteśmy wszyscy.” 

Błogosławieni cisi 

Tworzący to dzieło jezuici są prawdziwymi profesjonalistami w swojej branży. W ekipie Polski Południowej są: o. Damian Mazurkiewicz, ks. Bartłomiej Przepeluk, ks. Daniel Wojda, ks. Jakub Niedzielski i inni klerycy. Bardzo rzadko spotyka się ludzi, którzy mają tak ogromną miłość i dobroć w oczach. Można u nich uzyskać odpowiedzi na wiele pytań. Potrafią pomóc w momencie zwątpienia, dają poczucie bezpieczeństwa. Ich praca i ofiarność jest naprawdę wzruszająca – mówi Asia. Nie mają chwili dla siebie. Cały czas coś przygotowują, rozmawiają z uczestnikami, prowadzą kierownictwo, albo rozwiązują inne problemy. Ojcowie śmieją się wspominając jedną z ciekawych anegdot: „O. Waldek wybrał się kiedyś do apteki, za potrzebami kobiecymi, przy czym zapomniał, że jest w stroju służbowym… Wzbudził ciekawe reakcje u farmaceutek”. 

W jezuickich pokojach toczyły się naprawdę ważne rozmowy. Niektórzy uczestnicy właśnie to uważają za najważniejsze, co im pomogło. Jezuici poświęcili się całkowicie swojemu zadaniu. Pomagali nazywać to, z czym nie radzili sobie uczestnicy, zadawali im specjalne zadania i indywidualnie dobrane ćwiczenia, dawali rady mające na celu doskonalenie modlitwy. Czas wyznaczony na rozmowę to 20 minut dziennie, ale nierzadko zdarzały się czasy „bonusowe”.

„Milczenie ma treści bogate” 

Wyobraź sobie miejsce spowite ciszą. Zobacz człowieka, albo grupę ludzi, którzy wcale przed nim nie uciekają. Ani słowa. W tym bezgłosie obserwują wszystko dookoła. W ich oczach odbija się radość obserwowania. Rozkosz słuchania. Szczęście odnajdywania tego, czego wcześniej nie mieli okazji dostrzec. Modlitwa, staje się tu istotą wszystkiego, a serca zdają się rozbrzmiewać rytmem skromnych słów: 

Przybliż mnie Panie do siebie,
zabierz i ukryj przed światem.
Nic nie mów. Bądź - to wystarczy 
milczenie ma treści bogate... 


Joanna Fiut


wtorek, 14 sierpnia 2012

Od-nowa

Rześki poranek. Słońce nieśmiało wynurzające się zza gór. Rosa na trawie. Lekki powiew wiatru. A ona po prostu usiadła w tej ciszy. Bawiła się przeczesując palcami trawę. Patrzyła w niebo bawiąc się w nadawanie imion chmurom. Po raz pierwszy od dawna poczuła, że łapie oddech. 

Nie musiała zastanawiać się nad tym, co myślą patrząc na nią inni ludzie. Zdecydowanym ruchem rozproszyła resztki mgły, która przysłaniała jej własną wartość. Rozejrzała się i zaczęła cieszyć tym, co jest. Błędy – były, są i będą popełniane i przez nią i przez ludzi – te, które się zdarzyły teraz nie mają znaczenia, liczy się dla niej to czego ją nauczyły. Dziwne zależności i rozmywanie się wcześniejszych decyzji, niekonsekwencja we własnych dążeniach – no i cóż, w każdym momencie wystarczy nowe postanowienie i parę kroków, żeby pójść znowu na przód. Smutek? Nawet radość to wybór, w końcu „Zawsze się radujcie” nie jest bezpodstawne. 

W pewnym momencie wróciło do niej wspomnienie. Duchota. Skwar. Hałas. Smog. Biegnie z jednego końca miasta na drugi. To nic nie zmienia – ciągle wydaje jej się, że nie rusza się z miejsca. Czuje się jak w ciasnej klatce. Ma skrępowane ruchy. Kłamstwa, oszukiwanie siebie, coś co powinno być dawno zamknięte, a wraca jak bumerang. Dostrzega to co jest poza nią, ale nie jest w stanie po to sięgnąć.

Nie, nie będzie się dłużej nad tym rozczulać. Nie po to dostała dar w postaci Słowa Umocnienia żeby od nowa popadać w przygnębienie. 

Jak to się właściwie stało, że udało jej się uwolnić? 

Będąc w klatce wydawało jej się, że nie ma wyjścia. Że już zawsze będzie skazana na to samo, na rutynę, na wracanie do tych samych błędów. To ją upokarzało. Czuła się coraz gorzej, bo chciała już czegoś nowego, ale była pewna, że nie da się tak po prostu uciec. Była złą na siebie samą, na ludzi, na Boga. Nie chciała już nawet o tym wszystkim myśleć, żeby nie popaść w jeszcze większe przygnębienie.

W końcu jednak stanęła do walki. Zmierzyła się z tym co naprawdę czuje, czego chce i jak zamierza to osiągnąć. Zaplanowała drogę. Nie sama – o nie. Zwróciła się do tego, który jest Początkiem i Końcem. W sakramencie pojednania znalazła otuchę i siłę. Pojawiała się pustka i głód, ale wtedy zapełniała je Chlebem. 

Pojawiały się też wątpliwości. Jako Kochanica Króla nie dawała się jednak tak łatwo zwieść przygotowana na matactwa złego. Że niby wcześniej miała więcej? „Przecież byłaś swobodna!”. Swoboda, tak to nazywa. Problem w tym, że to ten, który na temat ludzkiej wolności ma najmniej do powiedzenia – jego celem jest bowiem tylko spychanie w więzienie winy. 

W końcu wstała i ruszyła. Bez względu na wszystko. Codziennie dostaje od Najwyższego nowy pakiet kredek, ołówków i długopisów. Projektuje. Uwierzyła, że najlepszym sposobem przewidywania przyszłości jest jej tworzenie. Czyste kartki w notesie są ciągle zapełniane nowymi inspiracjami, a kolejne zachwycające projekty - świadectwem dla innych.

Kochanica Króla lubi nowe początki. Lubi zaczynać, ryzykować. Wie, że każda spowiedź jej na to pozwala. Wie, że Jego miłość przynagla ją do zaufania. Kocha tego, który przeszedł od śmierci do życia, żeby pokazać jej, że co by się nie działo może powstać. 

Może to chwila, żeby dotarło do Ciebie - Kochanico Króla, która właśnie to czytasz - że to może być Twoja historia. A może to moment, żeby zacząć tworzyć własną opowieść, całkiem podobną do tej, choć zupełnie inną. Zawołaj „Vieni Santo Spirito Creatore” i komponuj. Weź haust powietrza i idź na przód. Wyjście na szczyt może zmęczy, zrani, będzie samotne – ale jak już się tam znajdziesz poczujesz coś niepowtarzalnego. Wolność. 

„Odłożywszy wszelki ciężar, [a przede wszystkim] grzech, który nas łatwo zwodzi, winniśmy wytrwale biec w wyznaczonych nam zawodach. Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala.” Hbr 12, 1b-2a


poniedziałek, 6 sierpnia 2012

"Miłość, cel i pasja"

W pierwsze tarapaty wpadał już w szkole podstawowej – nauczyciele ledwo radzili sobie z jego agresją. Potem doszły narkotyki, kradzieże i bójki. Teraz Flavo ma 19 lat, jest animatorem we wspólnocie młodzieżowej Magis i nagrał już kilkanaście piosenek na swoją płytę. Po jakich ścieżkach włóczył się nim odnalazł tę obecną? 

Szare nowosądeckie osiedle. Jedno z wielu. Małolat – Bartek chce się odnaleźć w towarzystwie kumpli. Alkohol, olewanie szkoły, papierosy. Ci starsi mają też dostęp do narkotyków. I tu zaczyna się ciemny etap jego życia. 

Przez pół roku Bartek nie chodzi do szkoły. Imprezuje, kradnie, wdaje się w bójki „W domu chowali przede mną portfele. Częstowałem się pieniędzmi siostry. Jak mnie chcieli zamykać w pokoju, to się kłóciłem, że i tak wyjdę i kiedyś wyleciałem razem z oknem” – opowiada. Sąd przydziela mu kuratora. W pogotowiu opiekuńczym ma spędzić 3 miesiące, ale ostatecznie zostaje tam tylko dwa i pół tygodnia przez cały czas skupiając się wyłącznie na braniu. Jako 15-latek ma już dwie sprawy w sądzie. 

W domu też nie dzieje się dobrze. „Do tej pory nie mogę sobie wybaczyć, że okradałem swoją rodzinę. Moja mama miała odłożone 2000 zł na wyjazd do pracy za granicą, a ja prawie wszystko zabrałem na narkotyki. Musiała wyjechać za pożyczone pieniądze. Nieraz rozbijałem szyby, czy podniosłem rękę na moją mamę. Współczuję rodzicom, bo nie wiem co oni wtedy sobie myśleli.” – mówi. 

Po jakimś czasie rozmawia z kuratorem. Dzięki temu, że robi to dobrowolnie może wybrać ośrodek do którego trafi. Wyjeżdża do Bielska Białej. Tam w Ośrodku Wychowania i Resocjalizacji młodzieży ds. uzależnień spotyka odpowiednią terapeutkę i uświadamia sobie, że jest uzależniony. Dopiero po 18 miesiącach może zacząć wychodzić na zewnątrz i rozpocząć zawodówkę. Pojawiają się pierwsze konkretne plany na życie, Bartek zaczyna też szukać pasji. „Wiedziałem, że jest nią pisanie tekstów piosenek i wierszy, tylko wcześniej one były chore.” Niestety jednak pod względem dostępności narkotyków miasto miastu równe – „Musiałem już być za siebie odpowiedzialny i radzić sobie, ale znowu ćpanie zaczęło kusić, śmierdziało mi pod nosem marihuaną. Nie poddałem się, stwierdziłem że to głupie. Dobrze, że miałem jeszcze coś w głowie.”. 

Podejmuje decyzję, że wraca do Nowego Sącza. Tutaj jeden, drugi skręt i znowu problem. Pomaga kolejna terapia , tym razem otwarta. „Tutaj też poznałem zarąbistą terapeutkę, babę życiową, że tak nazwę. Zobaczyła moje papiery, powiedziała, że się zdarza i pogadaliśmy szczerze. Mówiła, że mam poukładane w głowie i szkoda tego marnować.”. Flavo właśnie temu momentowi swojego życia nadaje kluczowe znaczenie. Twierdzi, że to wtedy coś w nim pękło i zaczął naprawdę szukać zmiany. 

„Słowo dla Słowa” 

 Na szczęście gdzieś obok tych wszystkich szemranych spraw jest muzyka. W mojej twórczości jest palec Boży – mówi. Do studia przyprowadził go kolega – raper Werez, spotkany po 7 latach, zapytał Bartka, czy jeszcze robi coś z muzyką. - Za gówniarza coś tam robiłem na ławce. Chciał żebym poszedł, to poszedłem. Tak się zaczęła zabawa – nagrałem pierwszy kawałek „nie chcę cię nawracać” i zacząłem tym żyć.

Bartek pisze wiersze i teksty piosenek już na osiedlowej ławce, ale teraz podobnie jak swojemu życiu nadaje twórczości nowy kierunek. Po tym jak jego pasja odradza się zaczyna mieć na co wydawać pieniądze „Wolę dać 30/40 zł za kawałek, niż zjarać się i mieć z tego tylko problemy”. Jest w szoku, że w tym co robi wspierają go nawet rodzice. 

Flavo ciągle ma nowe pomysły na utwory. Nie zamyka się na jedno grono słuchaczy. „Nie chcę nawracać ludzi którzy są w kościele, tylko tych którzy jarają na ławce pod blokiem.” - twierdzi zdecydowanie. Do tej pory nagrał 17 utworów. W planach ma jeszcze około 13. Nie wyznacza sobie terminów na dokończenie pierwszej płyty zatytułowanej „Słowo dla Słowa”. Twierdzi, że chce to po prostu zrobić jak najlepiej. Oprócz swoich koncertów zagrał też support przed Arkadiem. W zamierzeniach ma teledysk pod nowosądeckim ratuszem z udziałem ponad setki osób. „Zarobkiem jest dla mnie uśmiech ludzi. Nawet 10 osób pod sceną jest spoko. Myślę że mam wiele do powiedzenia, ale zdaję sobie sprawę, że nie jestem najlepszy. Wiele muszę poprawić” Bartłomiej Wawrzyniak „Wacek” – właściciel Studia Pozytywnego, w którym nagrywa Bartek docenia jego pokorę - „Nie uprawia wydumanego moralizatorstwa. Może niekoniecznie w tekstach, ale w sposobie bycia można się domyślić, że jego życie nie było łatwe”. 

Niedawno Flavo dostał propozycję do występu na mistrzostwach świata w hokeju na lodzie, ale odmówił. Tłumaczy, że jeszcze nie czuje się gotowy. Woli skupić się na akcji prowadzonej wspólnie z Mirkiem Witkowskim w sądeckich szkołach. Opowiada na niej młodym ludziom o tym, że nie warto sięgać po narkotyki. „Ważniejsza jest dla mnie pomoc drugiemu człowiekowi. Poza tym cieszy mnie, że ludzie widzą we mnie potencjał, bo mnie to motywuje do działania, ale nie uważam się za artystę..” przyznaje. 

Nowa misja 

Jak to się stało, że odwrócił swój system wartości o 180 stopni? 

W 2010 roku trafił do wspólnoty Magis. To duszpasterstwo młodzieżowe prowadzone przez jezuitów. Wspólnota stała się dla niego przestrzenią do rozwoju. Bartek przewartościował swój światopogląd. Otworzył wszystko na nowo, gdy dostrzegł wsparcie od Boga. „Nauczyłem się tu modlić. Odkryłem, że rozmowa z żywym Bogiem to podstawa. Uświadomiłem sobie, że On nie jest Kinder niespodzianką, tylko trzeba z nim iść na współpracę. Jestem w jego armii po coś i mam konkretną misję. Wiem, że jak spełnię jego misję wszyscy będziemy się cieszyć”.

Najbardziej zszokowała go to jak różne osoby tu spotkał. „Są ludzie z najlepszego liceum w Sączu i tacy z cechu, są czternasto i dwudziestolatkowie – nie ma blokad, sprzątamy, modlimy się, czy tworzymy coś razem. Czasami to tak hardcorowe rzeczy, że jedna subkultura na pewno by tak nie potrafiła. Oni wszyscy mają jakąś dziwną moc… są mili, pytają co tam u mnie… z kim ja tak rozmawiałem w życiu?! Co to w ogóle była dla mnie kreatywność?! Chyba tylko to, skąd wziąć pieniądze”.

To nie wszystko. Krótko po tym, jak osobiście przeszedł metamorfozę zaproponowano mu animatorstwo. „Szukałem czegoś, za co mógłbym być odpowiedzialny. I nagle wszyscy mi mówią, że „animator!”. Bałem się takiej odpowiedzialności za innych, ale stwierdziłem, że wchodzę w to.” To był rzut na głęboką wodę. Mimo, że nie był pewny czy podoła takiemu zobowiązaniu wobec innych radzi sobie świetnie, co potwierdza jego grupa – 7 młodych chłopaków. 

Windą do nieba? 

„Nauczyłem się realizować pasję i szukać spełnienia. Teraz doceniam wszystko co mam. Pogłębiłem swoją wiarę i ona jest teraz dla mnie ważna, dlatego Bóg pojawia się w większości moich tekstów”. W jednym ze swoich najnowszych utworów Flavo pokazuje, że często wolimy wybierać drogę na skróty, która zamiast w górę, wiedzie nas w dół – do piekła. Okazuje się wtedy, że mimo przeciwności losu lepiej iść do celu powoli i bezpiecznie – schodami. Dziś będąc tego świadomym i mając do wyboru windę i schody - Bartek wybiera mozolne wdrapywanie się na ostatnie piętro budowli swojego życia. Widać, windy bywają awaryjne , a na schodach liczy się siła, rozum i determinacja. Wówczas rozpala go jedna iskra – miłość, cel i pasja. 

Joanna Fiut





 --------------------------------------------------------------------------------------------------- 

Już od dawna ten pomysł chodził mi po głowie, więc postanowiłam dłużej nie zwlekać z jego realizacją. Dziennikarstwo to jedna z moich pasji, a możliwość umieszczania tutaj tekstów w trochę innej formie niż zazwyczaj zapewni mi sporą dawkę motywacji. Mimo, że nie mogę się jeszcze nazwać "dziennikarką" w pełnym tego słowa znaczeniu - uczę się i dążę do tego (; Mam nadzieję, że spodobają Wam się efekty mojej pracy.

Facebook