Kontakt

czwartek, 1 września 2011

* "Ocalenie" Karen Kingsbury

Jestem bardzo ostrożna w stwierdzeniu, czy jakąś książkę mogę nazwać „książką o miłości”. Niemniej jednak „Ocalenie” jest jedną z bardzo nielicznych, której to określenie jestem gotowa nadać.
Najogólniej, urzekło mnie w "Ocaleniu" przedstawienie wielu różnych aspektów miłości w ciepły, lekki sposób. Fabuła wydaje się prosta, ale przedstawiona jest niebanalnie, właśnie ze względu na obecność konkretnego przesłania. Kari Baxter została bardzo dotkliwie zraniona przez męża, jednak mimo tego, co jej zrobił podejmuję o decyzję o tym, że wbrew własnym, sprzecznym uczuciom i opiniom innych ludzi będzie walczyć o odbudowę swojego małżeństwa... Jak sobie z tym poradzi i czy uda jej się doprowadzić do narodzenia na nowo jej i Tima? – te kwestie intrygują coraz bardziej z każdym rozdziałem.
 
 

Ta książka przypomina czytelnikowi o znaczeniu wyborów, jakie podejmuje się w życiu i odpowiedzialności za nie. Ciekawie przedstawia rozpoznawanie codziennego powołania i misji - przez to kieruje do uświadomienia sobie, że On może błogosławić każdy nasz krok, jeśli powierzymy Mu swoje dzieło. Dodatkowo obserwując drogi bohaterów uświadamiamy sobie, że chrześcijaństwo zawsze jest radykalne i wszystko w nim łączy się z wyborem czarnego albo białego, nie czegoś pomiędzy.

W „Ocaleniu” ukazana jest codzienna walka bohaterów z własnymi słabościami, egoizmem, natrętnymi myślami, czy emocjami, a wszystko to w duchu współpracy z Najwyższym na rzecz dobra drugiej osoby.  Kiedy uświadamiają sobie oni swoje błędy i widzą, że wcale nie wszystko było tak pięknie, jak się mogło wydawać, są gotowi stanąć w pokorze, oko w oko z prawdą. Czytając i zastanawiając się nad wyborami Kari czytelnik wydaje się być postawiony przed pytaniami o to, jak honor jest obecny w jego życiu. 

Zapamiętam tą książkę, jako jedną z podsuniętych mi przez Pana w bardzo odpowiednim etapie mojego życia i mimo, że nie jest to literatura najwyższej półki, wiem, że dla mnie właśnie to było potrzebne by wrócić do prostych treści, o których zdążyłam już zapomnieć.  Najbardziej cieszy mnie, że dała mi  inspirację do konkretnych działań, jak np rachunek sumienia na podstawie „Hymnu o miłości.”
Podsumowując, warto ją przeczytać, by odkryć na nowo słowo „kochać” w postawie, która rozpoczyna się od decyzji.

5 komentarze:

jak w życiu... swoją drogą nigdy nie robiłem rachunku sumienia na podstawie " Hymnu o miłości "... myślę, że to już najwyższy czas ;-) TsJ;-)

Amen co do rachunku sumienia z Hymnu do Milosci, jakis czas temu Pan poddal mi taki pomysl na modlitwie jako rachunek sumienia szczegolnie odnosnie tego "jak kocham" mojego Chlopaka :)

o, i ja też się przyłączam do zdumienia nad tym rachunkiem. :-)
świetny pomysł.

hmm, zawsze miałam jakieś opory przed sięgnięciem po książki Kingsbury, ale może po tym poście się przełamie... =)

Prześlij komentarz

Facebook